,,Kot , fortepian i zapałki ,,

Rozdział 1

BHX

-Lubi pani latać ? – zapytał stewardessę jeden z pasażerów
-Nienawidzę jak skurwysyn – odpowiedziała uśmiechając się życzliwie po czym zza paska pończoch wyciągnęła carmena bez filtra i jednym pociągnięciem zapałki o obcas odpaliła go lekko się zaciągając
-Tu chyba nie wolno palić? – starszy jegomość z wąsem wymamrotał niepewnie
-Oczywiście, palenie w samolocie jest zabronione. Na lotnisku również – odpowiedziała bardzo uprzejmie – Zapali Pan dopiero po wylądowaniu.
O ile oczywiście wylądujemy – uśmiechnęła się ponownie po czym zaciągnęła jeszcze raz, długo i spokojnie . Widać było ,że trochę się jakby rozmarzyła ..
-Przepraszam Panią, a ile będziemy jeszcze lecieć ? – wtrącił nagle jakiś młodzieniaszek z boku
-Trudno powiedzieć, w zasadzie wydaje mi się ,że pilot i tak zboczył z kursu a ja dokładnie nie wiem na jak długo starczy nam paliwa. Jeśli to dla Pana bardzo istotne mogę spróbować się dowiedzieć – zaproponowała uprzejmie
-Nie ,dziękuje , w zasadzie to chyba nie ma znaczenia – Młody spojrzał na nią odwzajemniając uśmiech..

cdn

Mural z kościoła San Juan Bautista w Huaro

Za oknem śnieg.. tak mogłaby się rozpocząć każda praktycznie opowieść, książka czy opowiadanie. No może z wyjątkiem kiedy akcja dzieje się pod równikiem lub na przedmieściach Alicante , które jest najbardziej nasłonecznionym w ciągu roku miastem Hiszpanii…

A więc za oknem śnieg.. być może nawet i z deszczem..

Leżę w lekkim półmroku niezbyt daleko od grzejniczka, odziany w dwie ciepłe bluzy, wygodny bawełniany dres, przykryty kolorową kołdrą i czarnym kocem , pod swym boskim odwłokiem mam włączony elektryczny koc na maxymalne trzy, na głowie wełnianą czapkę (lubię jak mnie grzeje w mózg w zasadzie na rożny sposób) Słowem jest mi ciepło . Sucho i ciepło, w tle leci spokojne pogrywanie na pianinku, po prawej mam miskę pustynnych przysmaków składających się z orzechów i daktyli, po lewej na pestki kosz, kilka książek i pilot od lampki . Czytam o peruwiańskich muralach apokaliptycznych z XVIII wieku i powiem Ci coś… jeśli w jakikolwiek sposób chciałbym przeżywać jakąkolwiek apokalipsę to właśnie tak. Z perspektywy ciepłej pierzyny przy akompaniamencie pianina. Moim jedynym problemem teraz jest tylko i wyłącznie to,że nie mam w lodówce mleka by zrobić sobie gorącej czekolady. Mógłbym teoretycznie zrobić je z wodą ale zaburzyłoby to tę harmonię wokół i natychmiast rozpierdoliło całe te równanie szczęścia..

W wodzie , nie w mleku utoną dziś ludzie ,którzy chcieli by tu dotrzeć.. Paszcze apokalipsy staną się o wiele wyraźniejsze niż na tych południowo-amerykańskich freskach ,które zerkają na mnie z boku.Mimo iż będzie to ciemna noc bez gwiazd, a temperatura wody tylko lekko powyżej zera, będzie widać ją bardzo ,bardzo wyraźnie.Dla wielu po raz pierwszy , dla wszystkich po raz ostatni.